niedziela, 25 marca 2012

warka 21 - Pejotowe #2

W szafce końcówka słodu pszenicznego, w lodówce alkoholowe pustki, w sklepie nic godnego uwagi. Pora na własne wyroby.
Robiłem już autorskie piwo. Pejotowe, ostatni porter diabelski też był silnie kombinowany, coś tam jeszcze zdarzało mi się od siebie dosypać do innych - żadne mi nie wyszło jak planowałem. Oczywiście to kwestia braku doświadczenia, ale też, jak sądzę, braku eksperymentów właśnie... Więc - wracam z rowerowego spacerku i biorę się za robotę, nie przejmując się że jest 18:40 i pewnie skończę po północy. 


Na początek szybkie rozeznanie - co mam, czego mi brakuje. Okazało się, że poza starym pszenicznym nie mam praktycznie nic, więc pożyczyłem z zestawu Dry Stouta słód pale ale oraz chmiel. Drożdży też nie miałem, więc użyłem gęstwy po porterze pejota (warka 18).


Zanim 12 litrów wody podgrzałem do 72 stopni minęło 40 minut. Słody wrzucam jak leci, zresztą nie mam żadnych barwiących więc to bez znaczenia. 66 stopni na liczniku, zaczynamy zacieranie. Tak jak nienawidzę wyrzucać jedzenia, tak cały czas chodził mi po głowie ten niezużyty, marniejący słód. Wsypując go do gara poczułem się euforycznie (na tyle, na ile pozwala dana sytuacja) i głęboko westchnąłem, wciągając przecudną woń oszczędności i polskiej wsi.


Co do receptury, wygląda następująco:

- Pale Ale - 3.2 kg
- Pszeniczny ciemny - 2.5 kg

- Chmiel Marynka - 20 g
- Chmiel Challenger - 30 g

- Curacao - 20 g

- Drożdże Safale S-04 (jako gęstwa) - 150 g


Po godzinie dogrzewam do 77 stopni, przetrzymuję 10 minut i zdejmuję z palników.


Filtrowanie ze względu na porę postanowiłem nieco przyspieszyć, ale nie wpływając na wydajność. Pierwsze 10 litrów bez zwracania pierwszej mętnej partii poszło do gara żeby już się podgrzewało. Skoro mam słody pszeniczne, nie ma sensu oczekiwać klarowności.


Reszta w tym czasie będzie się normalnie filtrować i wysładzać, ale dzięki temu przyspieszę proces o dobrą godzinę. Od początku do końca filtrowanie zajęło mi ok 70 minut (wraz z doprowadzeniem filtratu do wrzenia, co uważam za naprawdę rekordowe tempo)


Dłoń nie należąca do mnie ale mająca moją pełną akceptację wsypuje chmiel - Marynka w 15 minucie gotowania. W 30 minucie misja Challenger.


Składnik "a po co to?!" dodaję od sam koniec gotowania. Nie zrobiłem tego zbyt świadomie, po prostu byłem ciekaw jak to wpłynie na smak. Założenia były oczywiste - jeśli słody pszeniczne są w zasypie to wyjdzie coś mętnego. Może zrobić jakąś ciekawą wariację na ten temat? Posmak skórki pomarańczy będzie jak najbardziej na miejscu, chociaż nie mam drożdży pszenicznych to może uda mi się uzyskać jakąś interesującą hybrydę.


Curacao niezbyt chętnie nurkuje. Nie pomagają liberalne zasady korzystania z brzeczki, na nic ulotki propagandowe. Mają swoje zasady, koniec i kropka. A wpuść ludzi do takiego gara, nawet spodni do końca nie zdejmą a już będzie pełne zanurzenie...


Jakby jednak nie patrzeć, mamy piękną mgławicę podczas chłodzenia i takie rzeczy zawsze cieszą. Chmielenie zakończone o 22:50. Szybkie zbicie temperatury i można przystąpić do ostatniego etapu...


... a właściwie półetapu. Strasznie dużo chmielin mi się narobiło i szkoda było je wyrzucać. Nie patrząc na infekcję (kto patrzy na infekcję o 23:00?!) rozpocząłem mozolny proces oddzielania - oczywiście sitko i garnek wyparzone. W ten sposób odzyskuję 2 litry gęstej brzeczki!


Po schłodzeniu, odchmieleniu, powtórnym odchmieleniu i rozrobieniu do 15.5 blg uzyskuję fantastyczne 22.2 litra. Jasna sprawa, że swoje zrobił zasyp - prawie 6 kg zamiast 4 kg oraz wnikliwa postprodukcja chmielowa na koniec warzenia.


Po zadaniu gęstwy (niestety zimnej, nie zdążyłem jej ocieplić - miała ok 12 stopni a brzeczka ok 20) zamknąłem wszystko szczelnie i odstawiłem - czekamy.

31 marca 2012

Fermentacja burzliwa przebiegła spokojnie. Praktycznie cały czas 21 stopni, więc jeśli gdzieś spieprzyłem to na pewno nie na etapie utrzymywania stałej temperatury podczas fermentacji.

Po zlaniu na cichą mam 4.5 blg, a piwo w smaku jest świetne - orzeźwiające, z bardzo wyraźnym, słodkawym, pomarańczowym tłem. Mało goryczy, barwa pomarańczy z brzoskwinią, czyli ładniejszy odcień mułu błotnego.

7 kwietnia 2012

Blg nie spadło ani trochę poniżej 4.5, czyli jest dokładnie tak samo jak po burzliwej. Zlewam, skoro nie spadło nic przez tydzień, to i przez następny nic się nie ruszy, prawda? A stracę tylko te subtelne posmaki.

Do butelkowania użyłem 180 g glukozy (trochę niebezpiecznie - blg 4.5, 180 g refermentu...) na 20.5 litra brzeczki. Mam nadzieję, że piwo szybko dojdzie i nie będzie trzeba czekać na eksplozje. W planach mam osuszenie wszystkich buteleczek w ciągu 2 miesięcy.

W smaku nie jest już tak zajebiste jak tydzień wcześniej... mniej czuć owoce. Zrobiło się jakieś takie... klasyczne...

4 komentarze:

  1. Hmmm, a jak smakuje w lutym 2013?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejka, myślałem że się nie doczekam kolejnego opisu. Już się biorę do czytania :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzisz Paweł ... no tak to kurde jest. Jak już człowiek coś wymyśli i wg tych myśli ma nadzieję, że uda się coś stworzyć fajnego, oryginalnego i co ważne swojego, to ... bywa zazwyczaj jakaś wtopa. Moje pierwsze zacierane piwo, które wydawać by się mogło 'będzie ok" kumpel określił jako "ebonitowe".
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedna wtopa, druga... i trzeciej już nie będzie, bo człowiek szybko się uczy na takich potknięciach :) Tak czy inaczej dalej eksperymentuję, czasem mniej czasem bardziej mądrze... a co to, na konkurs idzie? ;)

    PS Podejrzewam, że na piwo ebonitowe też byś znalazł amatorów ;)

    OdpowiedzUsuń

Zdecydowałeś/aś się na wpis? Super.
Niewielu to robi, więc doceniam każdą uwagę.
Dziękuję za komentarz.

(Z powodu natłoku spamu muszę wprowadzić moderowanie komentarzy. Takie czasy. Sorry!)