


Dogrzanie do 53'c rozpoczyna przerwę białkową. Dr Dukan pokiwałby pewnie z politowaniem głową, bowiem utrzymaliśmy ten stan jedynie przez 15 minut.
62'c przez 30 minut - przerwa maltozowa. Wyglądało to podobnie jak w poprzednich warkach - mierzę temperaturę, dotkliwie mieszam zacier, przykrywam pokrywką i nastawiam timer na 5 minut. Mam czas na rozmowę ze znajomymi, wypicie piwa, zrozumienie żartu usłyszanego poprzedniego wieczoru i wizytę w sklepie mięsnym. Następnie cykl się powtarza - sprawdzenie gorączki, pokrywa, the final countdown.

- przerwa zakwaszająca (ok. 31'c) - jeśli utrzymamy ją przez parę godzin uzyskamy lekkie zakwaszenie brzeczki (powiedzmy, pożądane), ale nie wydaje mi się żeby to był najlepszy sposób na osiągnięcie tego efektu. Ja nigdy tego nie robiłem.
- przerwa ferulikowa (ok 45'c) - dzięki niej będziemy mieli w piwie goździkowe aromaty (piwa pszeniczne). Jednak różne źródła różnie podają - niektóre utrzymują, że aby efekt był wyczuwalny trzeba by utrzymać tą przerwę przez ok 2 godziny... Ja przy piwach pszenicznych stosuję tą przerwę tylko przez 10 minut...
- przerwa beta-glukanowa (45-50'c) - Dzięki temu zmniejsza się lepkość zacieru i brzeczki, co może mieć znaczenie przy zacieraniu piwa z udziałem żyta. Wydłużenie tej przerwy może jednak negatywnie wpłynąć na pełnię smakową i pianę piwa (cytat z wiki.piwo.org - wcześniej nie wiedziałem zbyt dużo o tej przerwie bo nigdy jej nie stosowałem, a jeśli już to niechcący)
- przerwa białkowa (ok 53'c) - ponoć wpływa na stabilność i pienistość gotowego piwa. Ponoć, bo co pienistości, nie zauważyłem większej różnicy - każde moje piwo pieniło się rewelacyjnie i długo trzymało czapę, tak samo z trwałością - stosowanie, bądź nie, tej przerwy nie wniosło większych zmian do moich warek.
- przerwa maltozowa (ok 63'c) - przerwa scukrzająca, uzyskujemy sporo cukru (maltozy), który poważnie zainteresuje nasze drożdże. Im dłuższa przerwa, tym bardziej alkoholowe piwo... kosztem głębi smaku.
- przerwa scukrzająca dekstrynująca (68-74'c) - powstające na tym etapie cukry maja podnieść treściwość piwa i jego słodycz. Są to cukry nie fermentowalne, więc działają jedynie smakowo.



Widoczny na zdjęciu filtrator ani razu nie był wyparzany (jedynie dokładnie przemywany wodą) - na etapie filtrowania nie muszę zbytnio dbać o sterylność, zaraz potem następuje przecież godzinne chmielenie, co jak wiadomo, nierozerwalnie łączy się z wrzątkiem.

Całość myję dokładnie miękką gąbką przed i po użyciu, przepłukuję obficie pod bieżącą wodą, kiedy tylko się da myję ręce i zmieniam bieliznę. I to działa.
Przestałem wyparzać również kapsle i nie stwierdziłem, żeby to jakoś negatywnie wpływało na przyszłe piwo (może mieć jakieś znaczenie fakt, że piwo zawsze i bezwzględnie przechowuję w pozycji pionowej). Poza tym, niewykorzystane, wyparzone kapsle mają tendencję do szybkiego rdzewienia, jeśli ich się bardzo dokładnie nie wysuszy.
Na fotografii (wykonanej techniką cyfrową) przygotowuję się właśnie do butelkowania Czarnobyliny, a Mario walczy z zacierem. Z jego miny można wyczytać zniecierpliwienie - nie codziennie się filtruje zacier, a ja skutecznie blokuję proces.

Chyba, że to była okazja, to w takim razie ją przegapił.

Delikatna skrobanka gara i zacier pozostawiony samemu sobie na 20 minut, ponieważ tyle zajmuje nam opieka nad poprzednimi warkami: Czarnobyliną oraz India Pale Ale.

Początki filtrowania jak zwykle wypadają nieco mętnie.
Tym razem, dla odmiany, nawet nie ma czego zwracać, ponieważ pierwsze 5 mętnych litrów było ostatnimi litrami. Po prostu - zacier ostygł (mimo, że był przykryty pokrywą), poza tym - to w większości słód pszeniczny, który nie jest zbyt skory do współpracy na tym etapie warzenia.

Jako, że moi towarzysze zaczynają już się lekko niecierpliwić (posiadają psa z agresywnym układem moczowym), po bardzo szybkim uzyskaniu 15.5 litra brzeczki decydujemy się na chmielenie.

Pomijając najprostsze, czyli przekleństwa, były to: kompulsywne targanie zacieru łychą (dlaczego warzenie nie miałoby jednocześnie dostarczać przyjemności?), wyciskanie pokrywą (przerabiane już niejednokrotnie wcześniej), chaotyczne sterowanie kranikiem (jak się okazało, Mario nie miał z nim kontaktu) i ogólne rozbawienie (wolałem usunąć się w cień, uśmieszek Maria jest naprawdę zaraźliwy).




W pewnej chwili zobaczyłem, że mam jeszcze jakiś chmiel w pojemniku - o czymś zapomniałem? Ale kiedy, jak... Na wszelki wypadek wsypałem go (15 nadprogramowych gramów o których pisałem wcześniej) na ostatnie 6 minut gotowania.
Schody zaczęły się wraz z chłodzeniem - bardzo szybko poradziłem sobie ze zmuszeniem chłodniczej rurki do kontaktu trwałego z rurką od spłuczki, po czym zanurzyłem całość z lubieżnym uśmieszkiem na 10 minut przed końcem chmielenia, i...

Wiadomo - wypełnianie rubryk, notowanie jedynych w swoim rodzaju ulotnych spostrzeżeń, szybkie kombinerki, szybki gin z tonikiem, szybki papieros i człowiek zaczyna się gubić.

Dopiero po 10 minutach, gdy temperatura spadła jedynie o 10 stopni, zorientowałem się, że coś jest nie tak...

Po dekantacji mam całe 9.5 litra 20'blg. Do akcji wkracza woda primavera, oraz jej mniej szlachetna koleżanka z wodociągów.
20'blg -> 1.2 litra primavery
16'blg -> 2 litra wody z kranu (primavera się nagle skończyła)
14.5'blg -> 1 litr kranówki =
13'blg, 15 litrów...
Bardzo, bardzo słaby wynik. Oczywiście za głównego winowajcę uważam nieefektywne filtrowanie, ale też i błędy przy dekantacji znad chmielin - być może jednoczesne grzanie i chłodzenie źle wpłynęły na konsystencję brzeczki, czego skutkiem była spora ilość piwa które po prostu musiałem sobie darować (chociaż i tak na parę litrów pełnych chmielin przymknąłem jedno ze swych pięknych oczu).

Jeśli nie ilość, to może chociaż jakość...
14 listopada 2011
Zanim dopiszę moment zlewania na cichą i butelkowania, pozwolę sobie zaprezentować etykietę, która jutro idzie do druku. Butelki w piwnicy już czekają...

nie wiem czy dobrze zrozumiałem, ale całkowicie zrezygnowałeś z odkażania/dezynfekcji sprzętu ? -kargool
OdpowiedzUsuńTo nie jest tak...
OdpowiedzUsuńZrezygnowałem z dezynfekcji w chlorze. Nadal oczywiście bardzo dbam o higienę - na bieżąco myję gorącą wodą, szczuję Ludwikiem, czasem przeleję wrzątkiem. Raz na jakiś czas mam zamiar urządzić kąpiel chlorową dla całości sprzętu - na razie nie mam wanny ("fachowcy" 3 miesiąc robią mi łazienkę która ma 4 m2), więc temat musi poczekać.
Przed chmieleniem oczywiscie nie ma sensu niczego myc (warto natomiast usunac widoczne golym okiem zacieki z poprzednich warek :P). Ale po chmieleniu - bałbym się włożyć w brzeczkę wężyk silikonowy wyjęty prosto z szafy. Ja go też nie myję - wyparzam we wrzątku w małym garnku. Wrzątkiem też traktuję fermentator przed przelaniem brzeczki. To wystarcza.
OdpowiedzUsuńDokładnie. W czasie samego zacierania - filtrowania - chmielenia ograniczam się do dokładnego mycia bieżącą, gorącą wodą, a jeśli zachodzi potrzeba - przetarcia świeżą gąbeczką.
OdpowiedzUsuńPo ostudzeniu, przed wrzuceniem drożdży i podczas zlewania na cichą wąż... cholera, też tylko myje gorącą wodą. Nie chcę w ten sposób nikogo zachęcać do odpuszczania sobie wyższego stopnia sterylności - ja autentycznie nie mam teraz na to warunków...
Nie miałem jeszcze infekcji, co nie znaczy, że nie będę odkażał / zalewał wrzątkiem itp. jak już będę miał taką możliwość (wanna o której wcześniej wspominałem)
Witam i gratuluję wyboru jakże smacznego hobby ;)
OdpowiedzUsuńChcę włączyć swoje przejścia z dezynfekcją do dyskusji. Mianowicie zdarzyło mi się dwa razy nie uzupełnić zapasów oxy, i oczywiście użyłem wrzątku. Obie warki były kwasiżurami! Od tamtej pory dbam aby w szafce był zapas środka. Być może miałem pecha ale nauczka była konkretna.
Pozdrawiam
lisq
Lisq, a jakie to były style?
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że dwa / trzy razy miałem silne kwaskowate posmaki w piwie, ale tylko na początku leżakowania - potem smaki się układały, docierały i po 5-6 miesiącach nie było cienia tego posmaku (chyba, oczywiście, że był pożądany - np. pszenica). Podejrzewam, że gdyby to była infekcja, po 5-6 miesiącach smakowałoby gorzej niż na starcie.
Mam oxy, ale chyba wolę radykalniejsze środki - dwutlenek chloru. Zapas starczy mi chyba na całe lata, a skuteczność bliska 100%. Raz na jakiś czas będę robił kąpiele całego sprzętu. Doraźnie - wrzątek i oxy.
Pierwsze skwaszone to był bodajże pils, a to drugie to świeżo bo w sierpniu i był to roggenbier. Jeszcze mi to żytnie pod stołem stoi :D
OdpowiedzUsuńlisq
A sorry pomyłka, nie żytnie tylko wędzone grodziskie. Zerknąłem pod stół.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy: Ale grodziskie jest z natury lekko kwaskowate (w końcu to pszenica). Może to nie infekcja tylko taki smak? Moje grodziskie leżakuje sobie właśnie w butelkach i ma oczywiście kwaskowaty posmak (prócz wędzonego) i nie uznaję tego za wadę. Gdzieś tam w tle czuje też lekko aceton/rozpuszalnik - czyli octan etylu, ale przy wszystkich (zwłaszcza klarownych - żelatyna) pszenicach to chyba w miarę normalne?
OdpowiedzUsuńAleś mnie zażył :D Hmm jeśli grodziskie jest takie kwaśne to więcej go nie zrobię :/ A jeśli się zepsuło to i tak więcej go nie zrobię bo wędzonka mi przeszkadza :P Sumując: oxi będę używał zawsze, a w czerwcu jadę do żywca popróbować piw różnych i pogadać z ludźmi w celu dokształcenia!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
lisq
To pewnie wszyscy się w czerwcu spotkamy w Żywcu bo też się wybieram :)
OdpowiedzUsuńLisq, mam kupiony zestaw Grodziskiego, ale w ten weekend będę robić portera, więc przesuwam Grodzkie na grudzień - ciekawe, jak mi wyjdzie, będzie co porównywać.
@pejot: Planujesz użyć żelatynki? Bez niej ciężko będzie uzyskać klarowność (a Grodzisz wg stylu ma być całkiem klarowny - jak lager). Daj dużo środka do refermentacji. "Wychodzenie" piwa z butelki to też element tego stylu ;)
OdpowiedzUsuńChociaż wolę piwa mętne, myślałem o żelatynie i najprawdopodobniej jej użyję. A co do glukozy - dużo, tzn. ile? (za standard przyjmijmy 160g / 20l).
OdpowiedzUsuńDaj więcej niż zawsze dajesz. Ja używam ekstraktu słodowego, więc dałem trochę ponad 300g. Musisz sobie przeliczyć na glukozę... UWAGA: ZA ZNISZCZONĄ KUCHNIĘ PRZEZ GRANATY NIE ODPOWIADAM. Ale z drugiej strony - kto nie ryzykuje ten nie ma (pysznego grodzisza jak szampan :D)
OdpowiedzUsuńDam max. 200g - znaczna część moich piw oddaję w prezencie rodzinie, znajomym - o ile u mnie w kuchni czy piwnicy z granatami sobie poradzę, nie chcę straszyć innych... No i transport butelek - zawsze wioząc komuś piwo mam wrażenie że lada chwila eksplodują mi w plecaku. Albo inaczej... tak jak IPA, podzielę na 2 partie - glukoza standardowo i zgodnie ze stylem.
OdpowiedzUsuńO widzisz - ostatnia opcja mi się podoba. Do tego będziesz miał materiał porównawczy na przyszłość.
OdpowiedzUsuńJa dałem do jednej pszenicy 200g/20l i po 2 miesiącach mocno się pieni, prawie wychodzi z butelki po otwarciu. Uważam taką ilość za maksymalną.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Twoją wydajność, to może spróbuj następnym razem mocniej wysładzać. Wysładzaj w ciemno do uzyskania 20l brzeczki i jeszcze 5l do osobnego naczynia. Potem sprawdź sobie BLG. Jeśli będzie zbyt duże, to dolej odpowiednią ilość z tych 5l, aby uzyskać BLG o 2 mniejsze niż zakładane końcowe po gotowaniu. Zawsze to lepiej niż wodą rozcieńczać.
Słyszałem, że niektórzy wysładzają jeszcze mocniej i robią z tych resztek cienkusza albo podpiwek.
Pozdrawiam
Wojtek
Dobrze piszesz. Tak też uczynię następnym razem. Niby o tym wiedziałem, ale jakoś zawsze trzymałem się swojego sposobu. Trzeba będzie spróbować - najlepiej na kolejnym pszenicznym, żeby mieć porównanie.
OdpowiedzUsuńPS Raczej nie odważyłbym się dać tych 200g. Niektóre butelki są już mocno osłabione przez wyprażanie w 200'c, bo tak je przygotowuję - wydaje mi się, że te po paru cyklach mogą już nie znieść takiego ciśnienia, zwłaszcza podczas transportu.
Hej Paweł, tak dla porządku, oczywiście w 'pijalni dobrego piwa' na świętojańskiej byłeś? Niezły wybór,prawda?
OdpowiedzUsuńA poza tym znalazłam na blogu autorki artykułów takie linki:
http://www.rp.pl/artykul/398364.html
http://www.rp.pl/artykul/398456.html
Cześć Pejot,
OdpowiedzUsuńRewelacyjny blog, naprawdę dużo można się nauczyć. Gratuluję podejścia do tematu. Szacun.
Mam kilka pytań do Ciebie dotyczących drożdży. Widzę że wykonujesz rehydrację przed ich zadaniem.
Jak to robisz? (w tym kroku nie opisałeś szczegółów takich jak ilość wody, to jest ważne: zamieszane czy nie zamieszane po wsypaniu ich do wody, ile odczekujesz czasu przed zadaniem ich do brzeczki itp.) Po zadaniu drożdży zamieszaż brzeczkę czy nie ruszać jej? Poza tym co robić jak drożdże nie wystartują? Zamieszać, znaczy natlenić? Dodać nową partię drożdży? Po jakim czasie zwykle drożdże startują robotę w widoczny sposób (tj. bąblowanie i piana)? 12h, 24h czy może być też później 48h, 72h?
Jeszcze raz gratuluję bloga, kontunuuj go w miarę możliwości bo jest cenny dla nas zielonych, niedoświadczonych, rozpoczynających dopiero przygodę z tym fascynującym hobby.
Pozdrawiam
aTrex
Alaska, nie byłem! Prawdę mówiąc, mało wychodzę. Jeśli już, wiadomo gdzie ;) Przestawiłem się na piwko w domu i omijają mnie takie rzeczy... oczywiście, sprawdzę! Dzięki za info...
OdpowiedzUsuńaTrex - dzięki.
OdpowiedzUsuńPodziękowania tym bardziej, że miałem zamiar po warce 15 skończyć / silnie ograniczyć opisy na blogu. Trafiłeś z komentarzem w dobrym momencie - znów poczułem siłę do walki :)
Jeśli chodzi o rehydratyzację, opiszę ją maksymalnie dokładnie przy najbliższej okazji (warka 14 albo 15). Skupię się też na innych kwestiach dotyczących fermentacji.
Pozdrawiam!
Jak to SKOŃCZYĆ?! Teraz jak zostałeś zareklamowany na Browamatorze nie możesz skończyć. Już będziesz zawsze warzył 'na żywo' ;)))) Sam sobie tego piwa nawarzyłeś ;)
OdpowiedzUsuńNo nie! to koniecznie tam wpadnij, tym bardziej, że daleko nie masz. Dla odwagi dodam, że tam pusto zazwyczaj :) Różne, przeróżne piwska, których nigdzie nie widziałam, jedno to ma nawet etykietkę z gębą jakiegoś niezbyt urodziwego kolesia i jest opis, że to piwo wybrane przez piwowarów amatorów. Wszystkie po 7 zł/butelka, dodatkowo zawsze ze 2 są w promocji.
OdpowiedzUsuńPoza tym: http://deser.pl/deser/1,84842,9274218,10_piw__ktorych_juz_nie_ma,,ga.html
Konkrety proszę :) Szukałem w necie wzmianki o tym miejscu, nic nie znalazłem, wiem, że Świętojańska dużą ulicą nie jest, ale nie miałem okazji się przejść i poszukać :) Ale widzę, że trzeba będzie...
OdpowiedzUsuńTo jest od strony Warszawskiej, rzut beretem od komendy. Kojarzysz taką knajpę na przeciwko szkoły? Tam kiedyś była 'kuchnia arabska', a później pizzeria. Dobra pizza jest tam do dziś, ale dodatkowo jest nietypowe piwo :)
OdpowiedzUsuńJasne, już wiem gdzie ;)
OdpowiedzUsuń@Gutek, jesteś z Białegostoku? :)
z chmielin nie warto tak szybko rezygnować! Zlej je do jakiegoś dzbanka/kufla i następnego dnia zdekantuj (zlej znad osadu). Zagotuj i voille! Po schłodzeniu wraca do gara. Spokojnie tym sposobem odzyskasz co najmniej litr brzeczki.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
@chrum
OdpowiedzUsuńI tak zrobię następnym razem, dzięki :)